Wśród polityków polskiej prawicy często słychać deklaracje dotyczące „propaństwowości”. „Silne państwo” jest hasłem niemalże zawsze pojawiającym się kampaniach wyborczych u większości formacji politycznych.
Zwrot „silne państwo” jest niestety zwrotem nieostrym. Co tak naprawdę oznacza to hasło. Czy mówmy o silnym państwie wtedy gdy w obiektywach kamer policja rozprawia się ze zbirami, skorumpowanymi lekarzami czy bankierami. A może to tylko poczucie dziejącej się na naszych oczach chłopskiej sprawiedliwości społecznej – „w końcu dopadli bogatszych ode mnie”. A może wtedy gdy państwo prężny swoje zbrojne muskuły na poligonach? Czy państwo jest silne gdy jego urzędnicy akcentują twarde (i osamotnione wśród innych miękiszonów) stanowisko wobec reszty swoich partnerów? Myślę, że takie podejście, powszechne wśród polityków jak i społeczeństwa , jest niezwykle infantylnym podejściem do kwestii siły państwa. Infantylizm cechuje jednak większość działań Zjednoczonej prawicy, chociaż widać go także w wypowiedziach wielu innych polityków.
A może potęga państwa polega na jego wszechistniniu. Państwo jako wszechobecny „moloch”. Obecne w każdej dziedzinie naszego życia. Systemem służby zdrowia leczy ludzi, oświatą wychowuje dzieci, rozdaje pieniądze, zabezpiecza starość i na końcu udziela zasiłku pogrzebowego. Bez państwa jesteśmy obecnie bezradni. Państwo nie zatrzymuje się jednak. Teraz państwo „państwową” religią zbawia nasze dusze, decyduje o poprawności poglądów, o szczęściu, o moralności, zagląda w sumienia, do łózek, pod kołdry…
Biorąc pod uwagę fakt, że Europa obserwowała już takie „papierowe tygrysy” i potęgi na glinianych podstawach wielokrotnie na przestrzeni swych dziejów, takie państwo jest raczej groteskowe wobec europejskiej społeczności na zachód od Odry, chociaż wśród chłopskich społeczeństw Wschodu, jak wszystko co błyszczy sztucznym blaskiem, może wydawać się nie lada potęgą.
Czym zatem jest silne państwo. Pytanie to musi być poprzedzone pytaniem, czym są i po co w ogóle powstały państwa.
Jeśli spojrzy się w głąb rzeczy[1] odpowiedź na pierwsze pytanie jest prosta. Odzierając państwo ze wszelkiej mitologii widzimy organy ustawodawcze (parlament), wykonawcze (rząd, prezydent) podległe im departamenty (oświata służba zdrowia, służby mundurowe) sądy, itp. Drugie pytanie jest trudniejsze. By nie być stronniczym, eklezjastycznie przytoczyć należy poglądy filozofów zarówno tych o poglądach liberalnych jak i socjalnych. Nacjonalizm, faszyzm czy komunizm jest jakimś nowotworem socjalizmu stąd trudno mówić o nim oddzielnie. Trzy liberalne przesłanki powstania organizacji państwowej[2] – obrona granic (także „aktywna”) zapewnienie bezpieczeństwa i sprawiedliwości obywatelom oraz budowa infrastruktury, w XIX w. uzupełnione zostały przez socjalistów o potrzebę zabezpieczenia bytu socjalnego obywateli. Państwa komunistyczne czy faszystowskie tym tylko różniły się od teorii socjalistycznych, że eliminowały z tej ochrony (głownie fizycznie i na masową skalę) całe grupy społeczne (komuniści) czy narodowościowe lub rasowe (nacjonaliści czy faszyści)
Bez rozwijania tematu, zadaniem organizacji państwowej jest szeroko pojęte zabezpieczenie obywatela i jego potrzeb. W tym miejscu, tytułem dygresji należy także wskazać, że materialne potrzeby obywateli powinny być nieprzekraczalną granicą aktywności państwa.
Państwo jest zatem silne kiedy s k u t e c z n i e chroni obywatela i zabezpiecza jego potrzeby. Skuteczne jest natomiast wtedy, gdy nie ma wielu oponentów w działaniu, gdy nikt, lub przynajmniej niewielu obywateli podejmuje działania przeszkadzające państwu w takich działaniach.
Kto i kiedy występuje przeciwko własnemu państwu. Oczywiście przeciwko własnemu państwu może wystąpić każdy obywatel. A robi to najczęściej wtedy gdy uważa, że państwo nie jest lub przestało być „jego państwem”.
Każdy człowiek ma prawo do własnych poglądów i, w granicach prawa (nie szkodząc innym) do ich wyrażania. Każdy człowiek ma prawo promować własne, jak i odrzucać cudze poglądy i, w granicach prawa (nie szkodząc innym) wyrażać wobec nich sprzeciw. Pluralizm poglądów, ich różnorodność jest w społecznościach czymś naturalnym i budującym. Historia pokazuje, że społeczności (szczególnie społeczności europejskie) nigdy na długo nie przyjmowały „prawd powszechnych i niezmiennych”. Kultura świata antycznego, średniowieczny zawrót ku duchowości, renesans myśli antycznej, reformacja i kontrreformacja, oświecenie i romantyzm, pozytywizm i neopozytywizm. Ciągła zmiana jest siłą napędową tzw. „Zachodniego Świata”. Europa nudzi się stojąc w jednym miejscu. Problem polega zatem w „prawdach powszechnych i niezmiennych” i ich głosicielach. Może takie prawdy istnieją – trudno powiedzieć, pewnym jest jednak to, że w civitas terrena, „państwie ziemskim” żadna prawda nie ustoi się długo.
Wyznawcy jedynych prawd, przekonani „do śmierci” o ich słuszności poświęcają często życie by przekonać do nich innych, nie wspominając już o zbawieniu ich dusz. Efekt jest najczęściej rozczarowujący. Jedni się przekonają, drudzy nie, a kolejni usiłują „jedyną prawdę” uzupełniać czy zmieniać. Rozczarowani „wyznawcy” wciągają wtedy organizację państwa w służbę walki o swoją prawdę. Jak Adolf Hitler czy Józef Stalin, zakładają partie czy inne organizacje polityczne by drogą parlamentarną czy drogą przewrotu objąć we władanie organizm państwowy. Gdy im się to udaje, na świecie rozpoczyna się rzeź. O XX wiecznych państwach owładniętych ideologiami pisałem już wcześniej. Dwudziestowiecznych rzezi, dokonanych przez państwa także nie trzeba przypominać.
W pewnym momencie rozpoczyna się zarażanie państwa, wciąganie na teren, dla niego obcy i niebezpieczny. Wciągniecie państwa w ideologię, ubieranie go w takie czy inne „szatki ideologiczne” może i przysłuży się samej ideologii, (chociaż historia pokazuje inaczej) nie służy jednak samemu państwu. Wręcz przeciwnie – osłabia je i stopniowo prowadzi do jego katastrofy. Idea a organizacja wydają się „z innej materii” to dwa różne byty. Państwo jako głosiciel idei, czy jej gwarant nie jest po prostu wiarygodne. Nie po to zostało stworzone więc nie nadaje się do tego. W państwie wyznaniowym czy ideologicznym jest coś nienaturalnego, sztucznego, co wręcz odstręcza. Osoby o innych niż „państwowy” światopoglądach utwierdzają się tylko we własnym uporze. Co więcej, ten właśnie upór wobec siłowego narzucania idei (początkowo niezinstytucjonalizowany i naturalny) staje się bardziej atrakcyjny niż sama „państwowa” idea. Idea „zinstytucjonalizowana” traci swoją młodzieńczą atrakcyjność, czerstwieje i obumiera lub ginie od miecza kapłanów idei nowej. Piękna historia Gaju arycyjskiego gdzie kapłan-morderca pod świętym dębem wiary czeka na swojego mordercę-zmiennika wspaniale ilustruje charakter zmienności idei.
A co z organizacją państwa. Państwo – jak każda osoba prawna – jest bezwolne. Zaprzęgnięte w ideologię broni jej bezmyślnie i mechanicznie, niszcząc (kiedyś zabijając a teraz pałując) jej przeciwników. Wiele wyjaśnia i ilustruje scena aktywistki krzyczącej w obojętną twarz policjanta. Jak powszechnie wiadomo – krew męczenników jest najlepszym ziarnem wiary[3]. Twórcy i wyznawcy idei najnormalniej w świecie przemijają, idee czerstwieją i więdną. Państwo natomiast pozostaje, „utytłane” w ideologię” przyjmuje na siebie coraz większy gniew „wrogów” idei, którą teraz reprezentuje. „Towarzysze szmaciaki”, „państwowi kapłani” i wszelkiego rodzaju oportuniści, dla których „państwowa” idea jest już tylko źródłem dochodu czy utrzymania nie są w stanie jej podtrzymać. Państwowe „kuźnie nowych ludzi” to kolejna groteska. Instytucje państwa – osłabłe brakiem zaufania przeciwnej sobie, całej rzeszy własnych obywateli, poniżane i wyszydzane, bo wciąż kojarzone z obaloną ideologią, stopniowo upadają.
Państwa, które w pewnym momencie ubrane zostały w ideologię, nie przetrwały i znikały na całe wieki z politycznych map świata. Paradoksem jest to, że w historii powszechnej I Rzeczpospolita jest właśnie przykładem takiego państwa[4]. W nowojorskim Centralparku można zobaczyć pomnik Jagiełły „założyciela wolnego związku ludów Europy środkowo-wschodniej”[5]. Pomnik ma wyrażać podziw Amerykanów dla twórcy organizacji państwowej, potrafiącej połączyć społeczności różnych wyznań czy ówczesnych „narodowości”. Tolerancja religijna nie była zaletą I Rzeczypospolitej – była wręcz podstawą jej bytu.
W Polsce mamy natomiast inne pomniki. W centrum Warszawy, na wyniosłej kolumnie z wielkim krzyżem, dumnie sterczy przedstawiciel szwedzkich Wazów na tronie polskim. Zygmunt III Waza dał się uwieść fanatyzmowi religijnemu, fali katolickiej kontrreformacji, jezuitom i Possevinowi[6]. Efekt tego gorliwego uniesienia religijnego był m. in. taki, że Rzeczpospolita przestała być właśnie „pospolita”, powszechna, „dla wszystkich”. Stała się stopniowo „Rzeczą” katolickiej szlachty i magnaterii, zależną „mentalnie” od Państwa papieskiego a fizycznie od carskiej Rosji. Oczywiście Antonio Possevino, Zygmunt III Waza i inni ówcześni „rycerze Chrystusa” przeminęli. Państwo ubrane w liturgiczną szatę nie nawróciło wielu. Wręcz przeciwnie – miliony jego „obywateli” zrozumiały, że to nie jest już „ich państwo” i często zbrojnie wystąpiły przeciwko niemu. Wystąpiła także prawosławna Rosja, której Waza chciał zmienić wyznanie. I tak, to co było porażką Rzymu i misji Antonia Possevina, stało się początkiem faktycznego końca realizującej tę misję I Rzeczpospolitej[7]. Pierwsza katastrofa przyszła już pół wieku później. Państwo dwojga narodów nie odzyskało już wcześniejszej autonomii wobec religii, wyznań, idei, ideologii i wszelkich innych …izmów. I tak Rzeczpospolita Polska zniknęła na niemalże dwa wieki. Później zawsze zdobywana przez kolejne …izmy i zwalczana przez tę część własnego społeczeństwa, którą „państwowy” ….izm kazał jej zwalczać.
Wydaje się, że wszyscy znamy tę historię. Ale czy tak naprawdę? Znamy (najczęściej) ekranizacje książek Sienkiewicza i wydaje nam się ze to właśnie historia Polski. A przecież większość z nas doświadczyła na własnej skórze państwa ideologicznego w postaci Polskiej Rzeczpospolitej ludowej. Socjalistycznego państwa robotników i chłopów programowo, zwalczającego czy reedukującego (częstokroć milicyjną pałą) wszystkie inne grupy społeczne. Historia magistra est[8]. Dlaczego nie wyciągamy z niej wniosków. Dlaczego nie chcemy zobaczyć tego, co dzieje się na naszych oczach.
Lata 2015 -2020 to lata ponownego, gwałtownego wtłaczania państwa w ideologiczne, zbyt ciasne buty. Trudno oczywiście uznać, że państwo polskie w okresie 1989-2015 wolne było od wpływów ideologii. Najważniejsi jego urzędnicy, nie chodzili już jednak w pochodach pierwszomajowych, a jeszcze nie pląsali na urodzinach u ojca-dyrektora czy modlili się na klęcznikach do kamer. Sytuacja uległa radyklanej zmianie w roku 2015. Na fali populizmu, strasząc społeczeństwo i kupując głosy wyborcze tzw. programami społecznymi, władzę przejęła niezwykle mocno zideologizowana formacja polityczna, przyjmująca dla siebie nazwę „Zjednoczonej prawicy”. „Konserwatyzm” tej formacji, będący w rzeczywistości mieszaniną „snu o czystej etnicznie Polsce od morza do morza” i dostosowanej do polskich warunków „społecznej nauki Kościoła rzymskokatolickiego uznano za doktrynę, którą instytucje państwowe są zobowiązane wspierać i promować. I tak się faktycznie stało. „Zjednoczona prawica” zamieniła Rzeczpospolitą w PRL au rebours, choć trafniej byłoby; PRL na abarot.
Ideologia ta rozgrzała serca i umysły tysięcy Polaków, choć milionom „do wyobraźni” z pewnością bardziej przemówił jej socjalistyczny aspekt finansowy. Ideologia wtargnęła na wiece i hasła wyborcze i zyskała mniej więcej tylu samo zwolenników co przeciwników. Część społeczeństwa zobaczyła w niej „zbawienie ojczyzny”, druga część, jej katastrofę. Po zwycięstwie Zjednoczonej prawicy, twórcy i wyznawcy, przekonani o własnej nieomylności i bezgranicznej głupocie opozycji rozpoczęli ponowny proces zarażania organów państwa swoją ideologią. Pomocna miała okazać się propaganda rodem z PRL , dla której machiną stała się telewizja publiczna. Cały proces wsparł bardzo mocno Kościół rzymski, głownie w nadziei dalszego umacniania w p ł y w u na polską politykę oraz stanu posiadania. Niewielu dostrzegło w tym groźną analogię z XVIII wiekiem czy dwudziestowieczem międzywojennym. Ocena samej ideologii jest w tym momencie nie istotna. Ważny jest fakt sporu społecznego, konfliktu, który stopniowo narasta i który w skrajnych przypadkach może doprowadzić do rozruchów, zamieszek czy nawet wojny domowej.
Niezwykle ważnym jest także moment, w którym rozgorzał spór. Obecnie mamy pandemię covid-19, lecz równie dobrze mogła być to interwencja zbrojna czy inna światowa katastrofa. Tego typu przypadki stanowią ogromne wyzwanie dla państw, które mają realizować swoje cztery podstawowe obowiązki obywateli. Powstaje pytanie, w jaki sposób obarczone ideologią państwo ma skutecznie realizować swoje zadania gdy „ideolodzy” zdołali zmobilizować przeciw niemu blisko połowę społeczeństwa. Czy nie na wyrost jest pisanie o połowie Polaków? Przecież w pierwszej kolejności próbowano wyszydzać i sekować „tylko” mniejszości seksualne czy wyznaniowe, ograniczono prawo „tylko” dzieci i młodzieży do wolnej od ideologii edukacji, ograniczono in vitro dla tylko dla par, wikłając medycynę w średniowieczne scholastyczne rebusy[9]. W pewnym momencie natchniona społeczną nauką Kościoła rzymskiego wierchuszka Zjednoczonej prawicy, wspólnie z własnymi politykami obecnie zasiadającymi w Trybunale konstytucyjnym postanowiła jednak odebrać większości Polek prawo do decydowania o własnym zdrowiu i szczęściu.
Ideolodzy i wyznawcy przeminą. Oportuniści i propaganda nie zapobiegną degrengoladzie ideologii. Ideologiczne państwo – państwo, które zwalcza połowa jego obywateli – niestety pozostanie samo i w końcu padnie. Bez znaczenia będą wtedy miały setki odzianych w kevlar policjantów.
Zło najczęściej rodzi zło. Dzisiejsi bohaterowie czy bohaterki ulicznych protestów jutro mogą stać się posłami, posłankami, ministrami i premierami. Ich dzisiejsze, romantyczne hasła wypisane flamastrem na kawałkach tektury jutro mogą stać się znowu obowiązującą „państwową” ideologią. IV Socjalistyczna Rzeczpospolita katolicko-narodowa przedzierzgnie się V Socjalistyczną Rzeczpospolitą laicko-lewicową. Koło się zamknie a ta groźna dla państwa gra toczyć się będzie nadal.
Wnioski
Państwo powinno być odizolowane od każdej ideologii. Spory ideologiczne powinny być zostawione obywatelom. Państwo pozostające OBOK, nie ingerujące w dyskusję społeczną, nie stające po żadnej stronie, dające jednak ochronę i gwarancję bezpieczeństwa i spokoju każdej dyskusji społecznej. Z drugiej strony system prawny chroni instytucję państwa przed zakusami ideologów i ideologii. To czyni państwo silnym, gdyż żadna strona nie zwalcza samych instytucji państwa. Dlaczego prawna ochrona państwa jest tak konieczna? Dlaczego Francja, we własnej konstytucji ma przepis o laickości (neutralności religijnej) instytucji państwowych? Bo część ideologii – tych najbardziej przekonanych o własnej nieomylności, bez przymusu, jako wyłącznego atrybutu państwa nie widziałaby szansy „trawienia do maluczkich”. Tak silnie zideologizowani politycy jak pan Kaczyński, pan Ziobro, pani Pawłowska, pan Duda, tak silnie manifestujący swoje poglądy czy to religijne nie powinni mieć dostępu do stanowisk państwowych gdyż to osłabia państwo.
Silne państwo to państwo neutralne światopoglądowo, wolne od wszelkich ideologii – państwo nie zwalczane przez własnych obywateli
[1] Marek Aurelusz – Myśli
[2] Adam Smith – Badania nad naturą i przyczyną bogactwa narodów
[3] Edward Gibon – Zmierzch I upadek Imperium Rzymskiego
[4] N Davies – Boże igrzysko
[5] Napis na pomniku w Centalparku
[6] Antonio Possevino – jezuita, legat papieski, odpowiedzialny za rekatolizację Szwecji i I Rzeczpospolitej oraz misję katolizacji Rusi
[7] Paweł Jasienica – Historia Polski tomy Wiek srebrny, Droga za kraty
[8] Historia nauczycielką życia
[9] czy dwa ziarnka piasku to już górka, czy dwie komórki to już dziecko?
Kliknij na gwiazdkę aby ocenić artykuł
Wyniki 0 / 5. Ilość głosów: 0
Brak ocen. Bądź pierwszy!