Mądrość i wiedza antyczna

Mądrość oznacza nade wszystko trzeźwość jasne myślenie

Z. Kubiak

Mądrość i wiedza spółczesna

Nie przyjmować nigdy żadnej rzeczy za prawdziwą zanim jej nie poznam w sposbó oczywisty jako takiej: tzn. Unikać starannie pośpiechu i uprzedzeń, nie obejmować swoim sądem niczego poza tym co się przedstawi memu umysłowi tak jasno i wyraźnie, iż nie ma żadnego powodu poddania go w wątpliwość.

Kartezjusz Rozprawa o metodzie
Myśl jest wywrotowa i rewolucyjna, destruktywna i okropna: myśl jest bezlitosna dla uprzywilejowanych, ustalonych instytucji i uspokajających zwyczajów.

Myśl jest anarchiczna i nie przestrzega prawa, jest obojętna wobec władzy i niefrasobliwa wobec sprawdzonej mądrości wieków.

Myśl zagląda w otchłanie piekła i nie czuje lęku, jak gdyby była panem Wszechświata.

Myśl jest wielka, szybka i wolna,

Jest światłem tego świata największą chwałą człowieka.

E Fromm
Kto udaje się do samego siebie, ryzykuje że spotka się z sobą. 

Zwierciadło nie komplementuje lecz wiernie pokazuje tego, kto w nie spogląda, czyli ową twarz, której nigdy nie pokazujemy światu, ponieważ zakrywamy ją personą, maską aktora. 

Ale zwierciadło leży za maską i pokazuje prawdziwe oblicze. Tak przedstawia się pierwsza próba odwagi na tej drodze wewnętrznej – próba, która wystarczy by większość ludzi odstraszyć, albowiem spotkanie z samym sobą należy do przeżyć nieprzyjemnych, których próbujemy unikać tak długo, jak długo wszystkie treści negatywne udaje się przerzucić na otoczenie. 

Jeśli człowiek jest w stanie zobaczyć własny cień i znieść wiedzę o nim wówczas pierwsza część tego zadania zostaje rozwiązana.

C G Jung. Archetyp nieświadomości zbiorowej.
Religie są podobne do robaczków świętojańskich: świecą tylko w ciemności. Pewien stopień ciemnoty jest warunkiem religii, żywiołem w którym może żyć. Lecz gdy tylko astronomia, nauki przyrodnicze, geologia, historyja, geografia i wreszcie królowa nauk, filozofia rozbłysną światłem i rozproszą ciemności, wnet  każda na cudach opierająca się religia upadnie, a filozofia zajmie jej miejsce.

A. Schopenhauer O religii. Wyd. Vis a vis k-ów 2019 str. 34.

Religie dają prawdy. Filozofia szuka prawdy czystej, niezmiernie trudnej, a może niemożliwej do osiągnięcia.
Patrz w głąb rzeczy

... Purpura cesarska to włosy jagnięcia zanurzone w krwi skorupiaka(...)

Przy wyobrażeniach rzeczy z pozoru nawet bardzo godnych zaufania należy je obnażyć i popatrzeć na ich marność a zedrzeć z nich pozorną świetność, która się chlubia. Strasznym jest bowiem oszustwem zaślepienie, a wtedy właśnie najbardziej ono omamia, gdy ci się zdaje że się zajmujesz sprawami niesłychanie ważnymi.

Marek Aureliusz
Siedmiu ci mędrców, miasto, imię i słowo podam

„Najlepsza jest miara" rzekł Kleobulosz Lindos

CHilon z Lacedemonu,Poznaj samego Siebie"

Periander co żył w Koryncie Trzeba powściągać gniew"

Pittakos z Mityleny powiadał ,, Niczego za nadto"

Solon w Świętych Atenach ,,Patrzeć na koniec życia"

Anonimowy epigramat z Antologii palatyńskiej najważniejsze sentencje największych (za Platonem) siedmiu greckich mędrców i filozofów;

Polityka historyczna czyli kto kontroluje przeszłość ten ma władzę nad przyszłością – towarzyszu

0
(0)
  1. Jednym z założeń programowych obecnej koalicji rządzącej jest tzw. polityka historyczna. Oznacza ona m.in. próbę budowania więzi społecznych i narodowych, przyszłości Polski, jej sojuszy, relacji z innymi narodami, miejsca w Europie i świecie w oparciu o „wiedzę i doświadczenie historyczne” jakie Polska i Polacy mieli z bliższymi czy dalszymi sąsiadami czy też z innymi Państwami. „Kapłanami” tej polityki wydaje się być historyk prof. Żaryn oraz pozostałe, liczne grono posłów, publicystów i dziennikarzy  związanych z tą formacją, dla których historia magistra vitae. Powiało grozą.

Tacyt pisał; Dzieje, których obraz uległ wszelkiego rodzaju zniekształceniom, nie tylko z winy współczesnych lecz i żyjących w tamtych czasach. Albowiem doniosłe zdarzenia zawsze spowija mgła wątpliwości i niejasności. Jedni najbłahsze plotki poczytują za prawdę, inni fakty podają za zmyślenia a potomni przejaskrawiają poglądy jednych i drugich.” Herodot w swoich Historiach często posługuje się zwrotem, słyszałem, powiedziano mi. To są jego źródła.

Obaj klasycy, wręcz ojcowie historii, wartość poznawczą  swojej „profesji”  oceniają zatem niezwykle słabo. Jako historycy są świadomi,  że w przeszłości coś się wydarzyło. Coś znaczącego, co wywołało spory oddźwięk w umysłach świadków. Oddźwięk tak znaczny, że świadkowie zachowali wiedzę o tym zdarzeniu i postanowili ją dalej przekazać. „Wiedzę” tę podchwyciły kolejne pokolenia, przekazując ją dalej ustnie, potem spisując, potem przepisując – poprawnie lub błędnie, z subiektywnym komentarzem lub bez, często świadomie manipulując. Świadkowie zderzeń umierają, giną najwcześniejsze opisy, pozostają ich strzępy lub kopie. Nam tę „wiedzę”, ten zbiór dat, liczb i konkretnych skutków, okraszony subiektywnymi ocenami i wnioskami przedkłada już najczęściej współczesny „zawodowy” historyk. Jak przekazujący i  poszczególne etapy przekazu wpływają na wiedzę o tamtym zdarzeniu. Czy nasza wiedza może wogóle równać się tamtej opisywanej rzeczywistości?.

Czym zatem jest historia. Czy ma znaczenie poznawcze. Czy można budować na jej tezach i wnioskach współczesną państwowość i społeczeństwo oraz relacje międzypaństwowe.

Norman Davis, wybitny znawca historii Europy, związany z Polską oraz piszący o jej historii, wskazuje jak ostrożnie w swojej dziedzinie musi poruszać się historyk by zasłużyć na miano naukowca.

Uczciwi historycy starają się jak mogą zrekonstruować przeszłość, cytując Leopolda von Ranke „taką jaka ona była naprawdę”. Natomiast nieuczciwi historycy lub kierujący się motywami ideologicznymi będą wykorzystywać okazję do manipulowania swymi wyborami, tak aby uzyskać pożądany efekt. A manipulatorów nie brakuje. Jak pisał Orwell w roku 1984 „kto kontroluje przeszłość ten ma władzę nad przeszłością. [1]

Norman Davis dotyka istoty problemu. Istotnym jest zatem, ile w przedstawionej historii jest faktów historycznych – dat, liczb, skutków, a ile ocen, przypuszczeń, założeń, wniosków i tez oraz zwykłej beletrystyki. Do którego momentu konkretna historia zasługuje na miano wiedzy a historia, jako dyscyplina, na miano nauki. Do  którego momentu historyk jest jeszcze naukowcem a od kiedy staje się pisarzem, ideologiem, teologiem czy po prostu politykiem szukającym „podstaw” dla działań politycznych. Gdy historia staje się służącą polityki lub ideologii przestaje być nauką a staje się składnikiem  propagandy.

  1. Przyjrzyjmy się zatem niektórym „historiom” i „historykom” oraz przymierzmy się do oceny ich wiarygodności i tworzonych przez nich historii. Każdy historyk wie jak trudno o rzetelne źródło historyczne. Im głębiej w wieki przeszłe tym ciemniej. Najpewniejsze źródło o Polsce Średniowiecznej to „Kornika polska” Galla Anonima, nie zachowana w oryginale, pisana w początkach XII wieku o zdarzeniach z wieku X lub XI. Kolejne źródło to Kronika dziejów Polski biskupa Wincentego Kadłubka, pisana później o kilkadziesiąt lat lecz także w XII wieku. To trochę tak jakby ktoś obecnie pisał historię dziewiętnastego wieku opierając się jedyne a ustnych przekazach osób sobie współczesnych. Tę „wiedzę” o początkach polskiej państwowości  uzupełniają wzmianki o historii Polski z innych, czasem wcześniejszych kronik m.in. Thietmara z Merseburga czy Ibrahima ibn Jakuba oraz czcigodne i zetlałe strzępki „informacji” z różnych pożółkłych woluminów.

Zacznijmy od  zwycięstwa „wojsk polskich” na Psim polu 1109 r. Wiedze o tej bitwie czerpiemy m.in. z opisu biskupa Wincentego, sporządzonego kilkadziesiąt lat po zdarzeniu. Kronikarze niemieccy  nie  odnotowują natomiast takiej bitwy. Co dziwne, nie odnotowuje jej także Gal Anonim, piszący swoją  Kronik trzy lata po niej  i to niejako na chwałę i rzecz rzekomego zwycięzcy, Bolesławia zwanego Krzywoustym – swojego patrona. Wzmianka, że „cesarz podstąpił pod miasto lecz nic więcej nie zyskał jak tylko trupy w miejsce żywych” to trochę mało na opis bitwy, którą chce widzieć biskup Wincenty.

Pozostając przy starciach zbrojnych. W odrodzeniu także nie było lepiej. Pisząc o historii Polski nie można pominąć bitwy pod Grunwaldem 1410r. Tu już mamy trzy niekwestionowane fakty – po pierwsze że bitwa była, że odbyła się 15 lipca 1410 roku  i że wygrały ją wojska Jagiełły. Reszta to już praca ówczesnych historyków czyli kronikarzy. Dla potomnych, a tym samym dla współczesności bitwę „stworzył” Jan Długosz. Pisał jednak o niej niemalże 50 lat po jej dacie. Długosz podaje rozstawienie wojsk, przełomowe momenty itp. Pół wieku to okres niedługi – szczególnie dla tak znaczącego wydarzenia. Można założyć, że Długosz mógł nawet jeszcze rozmawiać z uczestnikami tej bitwy. My zatem „czcimy” tę bitwę jako bitwę pod Grunwaldem. Niemcy określają jednak starcie grunwaldzkie jako bitwę pod Tanenbergiem (Stembarkiem) i to tzw. pierwszą bitwę pod Tannenbergięm, gdyż nierozerwalnie łączą ją z dugą, która miała miejsce 1914 roku pomiędzy Prusami i Rosją, a która już w ogóle nie funkcjonuje w polskiej świadomości narodowej. Musimy wziąć także to pod uwagę, że Jan Długosz był historykiem nadwornym, „państwowym”. Jakiej historii możemy się spodziewać po historyku będącym jednocześnie dworzaninem dynastii panującej, której członek tę bitwę wygrał. To jest to samo pytanie; ile swobody miał Rafael Santi w malowaniu portretu papieża Juliusza II. Jaką historię „świętego Stanisława” mógł przedstawić potomnym przywołany już biskup Kościoła katolickiego Wincenty, jeśli nie taką hagiografię, jaką przedstawia się dzieciom na lekcjach religii w szkołach publicznych. Przy tej „historii” także warto się chwilę zatrzymać. Piszę św. Stanisław w cudzysłowu, bo tak naprawdę nie jesteśmy nawet pewni imienia tej postaci. Podaje je dopiero Kadłubek, pisząc o śmierci biskupa  niemalże 100 lat po zdarzeniu. Miejsce śmierci – kościół na Skałce też jest tylko przypuszczeniem. Paweł Jasienica w Historii Piastów podaje np. że mógł to być Wawel. Wspomniany już Gal Anonim, żyjący i piszący może 30 lat po tych zdarzeniach w Kronice określa natomiast biskupa krakowskiego mianem „biskup zdrajca” (traditor episcopus) i sam jako zakonnik oraz członek tej samej „instytucji” co biskup, nie chce wiele więcej o tym pisać.  Dyskusja wśród historyków i próba odpowiedzi na pytanie: święty czy zdrajca, wobec braku wiarygodnych źródeł nie służy z pewnością wiedzy. Po co wiec te tysiące stron, gdy tak naprawdę już nigdy nie dowiemy się, co zaszło tak naprawdę między biskupem i królem. Dyskusja ta toczyła się i toczy poprzez wieki, zawsze dla żyjących w tych czasach. Dla nas współczesnych (przynajmniej w „katolickiej Polsce”) toczy się także – pod określoną tezę o wzajemnych relacjach władzy królewskiej i kleru, a także podporządkowania instytucji świeckich duchownym. Temat i jego odpowiednie „wyświetlenie” nie jest w Polsce wcale oryginalne. W historii innych państw (np. Tomasz Becket i jego konflikt z Henrykiem II) znajdujemy wiele podobnych postaci i rozstrzygnięć. Dla „historyków”; Wincentego Kadłubka  czy jego imiennika Wincentego z Kielczy, ważny jest przede wszystkim morał:  władza świecka nie powinna przeciwstawiać się władzy duchownej. Pod taki morał tworzy się zatem tę konkretną historię a nawet kanonizuje świętych. Efekt pracy tych dwóch historyków? Dla każdego monarchy Królestwa polskiego czy Królestwa Obojga Narodów pielgrzymka do kościoła na Skałkę była obowiązkowa. Historia cesarza Henryka IV i Kanossy narzuca się sama.    

Czy winien jest tylko brak rzetelnych źródeł historycznych?  Przyjrzyjmy się przykładom z najnowszej, współczesnej  historii Polski – dziejącej się niemalże na naszych oczach.

Dwudziestowieczna historia Polski. Kampania wrześniowa 39 roku, którą Polska przegrała  – to tragiczne daty i  fakty. By jednak poprawić sobie samopoczucie, lepiej temat rozwinąć twierdząc, że przyczyną była zdrada aliantów zachodnich czy tez wkroczenie na wschodnie tereny Rzeczpospolitej Armii czerwonej.  Całość poprzedził oczywiście pakt  Ribbentrop Mołotow. Teraz już jedna śmiała „teza” może gonić kolejną. Oczywiście taka „prawda historyczna” zyskuje natychmiast przymiotnik „polska”. Zabawne jest to, że wprost nie możemy uwierzyć, że istnieje rosyjska „prawda historyczna”, którą zaprezentował nam ostatnio prezydent Putin. Niektórzy aż purpurowieją ze złości, że bezczelni Rosjanie ośmielają się myśleć i mówić co innego niż oni.   Istnieją także francuskie i niemieckie „prawdy historyczne”, rozchodzące się zupełnie z naszą czy rosyjską. Jednak, my przekonani o własnej wyjątkowej roli w historii Europy i Świata nie jesteśmy wstanie uwierzyć, że ktoś może podjąć próbę interpretacji faktów historycznych inaczej niż my. Oczywiście ktoś powie by cytować historyków, którzy w swej pracy starają się być  obiektywni. Takim historykiem jest niewątpliwe Norman Davis, który wskazuje wspomniany wyżej pakt jako jedną z przyczyn II Wojny światowej[2]. Rosja, ma jednak także wielu wybitnych i obiektywnych historyków, na których punkt widzenia wpłynie  jednak własna narodowość.   

Katastrofa smoleńska. W tym przypadku nie możemy narzekać na brak źródeł.  Od „czarnych skrzynek”, poprzez zeznania świadków  do wniosków z oględzin wraku.  Wydaje się nam niemalże, że byliśmy świadkami tej katastrofy. Ale tak naprawdę wiemy o niej tyle, ile przekazano nam w telewizji, lub raczej  w telewizjach, rządowej i prywatnych. Nieliczni przejrzeli księgę Millera. Z pewnością liczniejsi przeczytali i obejrzeli beletrystykę członków komisji pana Macierewicza. Ogromna większość tak na naprawdę dowiedziała się tego co sama chciała się dowiedzieć. Wielu polityków wiedziało już „co tak naprawdę się stało”, zanim odbyły się pierwsze pogrzeby ofiar, nie mówiąc już o pierwszych ustaleniach jakiejkolwiek komisji.

Oczywiście dostępne fakty, poddane rozumowej analizie pozwolą wyciągnąć właściwe wnioski. To może nie przebić się do „powszechnej świadomości, jak nie przebije się już, to co kiedyś stało się na Skałce, czy Wawelu. Nawet jeśli teraz odkryto by jakieś nowe dokumenty w tej sprawie.  Jakie „wnioski” zdominują świadomość społeczną i po latach staną się „prawdą historyczną” tego dziś nie wiemy. Czy ta prawda historyczna będzie wspólna dla Polski, Rosji i Europy, tego też nie wiemy.  Dziś wiemy, że 10 kwietnia 2010 roku spadł samolot pod Smoleńskiem i zginęło 96 osób. Przyczyny – błędy pilotów lub „udowodniona” przez Komisję Macierewicza – bomba termobaryczna w skrzydle.  Która prawda „obroni się” się po latach. Podobne pytanie można zadać o „prawdę historyczną” dotyczącą zestrzelenia malezyjskiego samolotu nad Ukrainą. Rosyjska „prawda” z pewnością różnić będzie się od prawdy Holendrów czy Malezyjczyków. 

  1. Podkreślić należy, że wiele ze średniowiecznych czy późniejszych „prawd historycznych” wykuto dopiero w XIX wieku, wtedy gdy historia i historycy podjęli działania by stać się dziedziną wiedzy i naukowcami. Wielu ludziom trudno sobie wyobrazić, także to, że właśnie w tym wieku tak naprawdę sformowały się współczesne idee „narodów” czy państw narodowych”, jednoczące całe społeczności. Wiele wniósł romantyzm, ówczesna literatura i właśnie XIX-wieczna historia. Pisarze stworzyli wizję „narodu polskiego, walczącego z narodem szwedzkim czy niemieckim” w średniowieczu czy np. w połowie XVII wieku. Powszechnie trudno zrozumieć czym była wojna dwóch członków tej samej dynastii  lub wojna religijna. Wojna stulenia, wojna trzydziestoletnia, wojny polskich i szwedzkich Wazów, wojny o sukcesję polską czy hiszpańską, pomimo toczenia ich na terenach obecnych państw nic z niepodległością dzisiejszych społeczności zamieszkujących te tereny nie miały. Z naszej perspektywy wolimy jednak wyobrażać sobie prostszą relację. Walczą Polacy, Francuzi czy Czesi  z Niemcami lub Szwedami w obronie ojczyzny. Taka relacja jest bardziej zrozumiała i użyteczna w kształtowaniu pożądanych przez Państwo postaw. Gdy idea monarchii czy religii jako środka państwowotwórczego wypaliła się, przynajmniej na kontynencie europejskim wypromowano „naród”  i „państwo narodowe” jako czynniki państwowotwórcze.

Należy także pamiętać w XIX wieku z mgłą historii mieszały się jeszcze bardziej mgliste ideologie i  wszelkiego rodzaju „izmy”. Teorie rasy, klasy,  nacjonalizm czy mesjanizm.  Dla nas szczególnie interesująca jest ta ostatnia idea, stworzone przez Józefa Hene Wrońskiego a potem podjęta i szerzej rozpropagowana przez Adama Mickiewicza, a także polski czy niemiecki romantyzm. Polacy to naród wybrany. Polska jest mesjaszem narodów. Jak Chrystus niesie światło prawdy i cierpi na krzyżu za inne narody europejskie by je zbawić od wszelkiego zła, które je toczy. Koncepcje mesjanistyczne nie były wyłączną właściwością Polaków. Wiele narodów (społeczności, które uświadomiły sobie w XIX wieku ze są narodami) cierpiało na tę dziecięcą przypadłość. Polacy, uzasadniając własny mesjanizm nawet w kształcie mapy Polski międzywojennej dopatrywali się  kształtu Chrystusa rozpiętego na krzyżu. Mesjanizm oczywiście „garściami” czerpał z przeszłości Polski.

  1. Powyższe przykłady, jak i niniejsza praca oczywiście nie wyczerpują problemu. Problem jest jednak powtarzalny. Nasza „wiedza” historyczna pochodzi z książek – opasłych tomów pisanych przez wielkich historyków pokroju Pawła Jasienicy, Edwarda Gibona czy Normana Davisa. Pomijam oczywiście wszystkich tych „historyków”, którzy kują tezy historyczne dla potrzeb jakichś instytucji czy bieżącej polityki. To tysiące, dziesiątki tysięcy stron tez i wniosków wysnutych często z kilku zdań napisanych przez często nieobiektywnych słuchaczy ustnych przekazów sprzed stu i więcej lat.

Czym zatem jest historia. Czy to dziedzina naukowa czy kuźnia mitów. Uczymy się o bitwach, których być może nie było. Patronem Polski jest biskup, którego inny duchowny nazwowa zdrajcą. Każde państwo europejskie ma swoją „prywatną” historię. Jeśli zatem wiemy, że nic nie wiemy, to po co się  historią zajmować, skoro to tylko wiedza o niewiedzy.

A przecież historia jest wykładana na niemalże każdym uniwersytecie czy uczelni. Każde dziecko zaczyna uczyć się historii już w podstawówce. Później można przerwać naukę fizyki i geografii – dziedzin będących niewątpliwie dziedzinami naukowymi. Nie można natomiast przestać uczyć się historii. Od historii nie można także uciec odpoczywając. Program telewizyjny pełen jest kanałów historycznych. Na każdym kanale, nawet niehistorycznym stykamy się  z programami o tej tematyce.

Niewątpliwie historia oddziaływała i nadal wpływa na wyobraźnię jednostek i całych zbiorowości. „Odpowiednio” przedstawiona jest czynnikiem opiniotwórczym i „narodowotwórczym”, kształtuje postawy – często niechęć, wrogość lub przyjaźń. Oczywiście na wyobraźnię lepiej niż data działa ocena czy wniosek. Jeszcze bardziej do wyobraźni przemawiają przypuszczenia czy nawet historie alternatywne. Historia w szybki i prosty sposób przeradza się mit. Mity zawsze przemawiają do wyobraźni najsilniej. Po to właściwie są. Rzeczywistość, z którą się stykamy jest powtarzalna przez co szybko staje się nudna. Wszelkiego rodzaju mity, w pierwszej kolejności religijne, potem historyczne stanowią dla naszej wyobraźni wspaniałą pożywkę.

Mitami – historycznymi czy też religijnymi, a także mglistymi teoriami filozoficznymi karmią się głównie społeczności pozostające w kryzysie czy bez własnej państwowości. Bez obecnych osiągnięć  odwoływanie się do „przewag przodków”, opaczności czy predestynacji narodów mile wachluje „ego”. Jak mile czytało się czy oglądało pokoleniom powojennym, pamiętającym upokorzenia i ogrom krzywd wyrządzonych Polsce przez Trzecią Rzeszę „Krzyżaków” Sienkiewicza, zekranizowanych przez Aleksandra Forda. Stosy zabitych Niemców i niemieckie sztandary, jeden po drugim lądujące pod nogami polskiego króla. Nie ważne, że nie było wtedy ani państwa niemieckiego ani króla polskiego w takim rozumieniu, jakie ci ludzie sobie wyobrażali. Ważne, że taka wersja historii leczyła ich kompleksy, ważne że czuli się po prostu lepiej. Dla państwa ważne były tez inne reakcje. Zbiorowa niechęć czy nienawiść, jaką niewątpliwe wywoływały te obrazy, czy wiara, że Niemców można pokonać, bo już raz się udało. Dla naszego państwa historia grunwaldzka jest niezbędna. Jeśli bitwy by nie było, należałoby ją po prostu wymyśleć. Jak zresztą wymyślono bitwę na Psim Polu czy legendę Tomasza Becketa na wzór legendy świętego Stanisława. I tak Grunwald, Psie Pole, Skałka czy Smoleńsk to w większości mity. Pond nimi kryje się prawda o tych wydarzeniach, może któryś historyk nawet w nią trafia ale w zalewie mitu prawda zawsze zginie. Czytając Templariuszy Malcolma Barbera można dojść do wniosku, że to całkiem nudna historia. Sięgając jednak po prozę Umberto Eco, a szczególnie po jego „Wahadło Foucaulta” czy cytowane tam powieści, historia zakonu świątyni „nabiera rumieńców” i nawet nie wiemy kiedy staje się „prawdą historyczną”.

  1. Obecna władza mity te (i nie tylko te) zaprzęga natomiast do bieżącej polityki, tworząc kuriozum w postaci polityki historycznej. Oczywiście instytucje państwowe, na wzór Kościoła rzymskiego chcą być depozytariuszem tej „właściwej prawdy historycznej” – własnej wersji II Wojny Światowej, „żołnierzy wyklętych” czy „katastrofy smoleńskiej”. Współczesne państwo sięga do metod sprzed dwustu lat, przyjmując że religia, historia i niektóre przebrzmiałe teorie filozoficzne mogą stanowić podstawę społeczeństwa XXI wieku.

Historia i historycy (tak jak religia i kapłani) powinna trzymać się jak najdalej od polityki a polityka od historii i religii. Łącznie tych dziedzin to niebezpieczna błazenada. Skoro historia i religia to w większości „mgła”, „półprawdy” i mity, to czy na takiej podstawie można opierać współczesną państwowość czy społeczeństwo? Parafrazując zagadnienie z teorii prawa karnego można zapytać, czy zatrute drzewo może wydawać zdrowe owoce.  Czy społeczeństwo polskie jest jeszcze mentalnie w XIX czy XX wieku i „ w duszy może mu zagrać wyłącznie” mit, legenda, czy łzawy film.

 Nie wierzę w inżynierię społeczną. Tak jak odrzucam promowanie przez państwo XIX-wiecznych  mitów jako podwaliny współczesnego społeczeństwa, tak samo nie wierzę w skuteczność marszów Schumana czy „produkcji” kotylionów na święto niepodległości 11 listopada. „Zbiorowa świadomość społeczna” nie jest galaretowatą masą, którą ktoś może odpowiednio ukształtować a potem kierować nią przy pomocy impulsów elektrycznych. Nie zmieni jej także ten artykuł. Mam jednak nadzieję, że kiedyś polskie społeczeństwo w swych wyborach przestanie kierować się mitem i legendą. 

[1]  Norman Davis Na krańce świata. Podróż historyka przez historię. Wyd. Znak horyzont 2017 str. 715

[2] Norman Davis Między wschodem a zachodem wyd Europa ,

Kliknij na gwiazdkę aby ocenić artykuł

Wyniki 0 / 5. Ilość głosów: 0

Brak ocen. Bądź pierwszy!

Udostępnij