Eudajmonizm jest starożytną doktryną filozoficzną, wskazującą na szczęście jako podstawowy cel człowieka. Były to jeszcze te piękne czasy, kiedy bogowie ingerowali w ludzką egzystencję na równi z siłami przyrody, które personifikowali. Ta piękna doktryna upadła wraz ze starożytnością i jej ideałami a wszystko – dosłownie wszystko zyskało kontekst sub spiece aeternitatis (w odniesieniu do wieczności)
Kapłani chrześcijaństwa wyznaczyli ludom basenu morza śródziemnego a potem reszcie Europy nowy (jakże nierzeczywisty) cel – życie wieczne.
Niewiele jednak starożytnych doktryn filozoficznych przeminęło i zostało całkowicie zapominanych. Wszak wszyscy (także w dużej mierze chrześcijanie) jesteśmy z Platona i Arystotelesa. Z każdym nawrotem do Starożytności (Renesans, Oświecenie) eudajmonizm powracał w tej czy innej postaci. Powracał także w wielu wariacjach. We współczesnej Polsce także się objawił – w jakiejś dziwnej, wynaturzonej postaci eudajmonizmu państwowego, w której szczęście człowiekowi, tu na ziemi zapewnić ma państwo. To może dziwić bo „prawdziwi” chrześcijanie, którzy rządzą obecnie Polską nie mogą wszak wyrazić zgody na kolejne odradzanie myśli starożytnej w chrześcijańskiej Europie. Święty Hieronim w swym śnie został przecież skazany na wybatożenie za uznanie dla Wergiliusza, Horacego czy Cycerona.
Obecne, socjalistyczne sympatie narodowo-katolickich koalicji mogą zatem budzić szczere zdziwienie. Obywatele jednak kochają głównie socjalizm i programy społeczne – obojętnie jak szkodliwe jest to dla państwa i ich samych. Nikt jednak nie zagłosowałby na nowych ewangelizatorów gdyby wcześniej nie sypnęli groszem. Ukuto kompromis. Państwo, jego prawo czy system edukacji ma zapewnić obywatelowi życie wieczne – to jego główne zadanie. By jednak „ciemny lud” zagłosował właściwie, państwo ma zapewnić mu także szczęście tu, na ziemi.
I tak z połączenia społecznej nauki Kościoła rzymsko katolickiego i hedonistycznego eudajmonizmu powstały nowe – kuriozalne cele dla polskiej organizacji państwowej. Państwo ma zapewnić obywatelowi życie doczesne i życie wieczne.
Nowe role państwa doskonale ilustruje postać jego najwyższego urzędnika – Prezydenta RP, który wdzięcząc się do kamer, podpisuje kolejne ustawy, rozdające budżetowe pieniądze w formie zupełnie nie realizujących założonego celu, ale akurat przypadających przed wyborami „programów społecznych”.
Druga ilustracja to odwołująca się do biblii władza sądownicza, wskazująca swym wyrokiem Polkom drogę do życia wiecznego[1], a także minister edukacji w otoczeniu doradców, dyskutujący o roli państwowej edukacji w przyszłym zbawieniu dzieci.[2]
Jak mawiał filozof … więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. Rolę organizmów państwowych w zbawieniu obywateli widziało już Średniowiecze. Arcykatoliccy królowie Hiszpanii czy cesarze Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego także, przy pomocy Św. Inkwizycji mieli obowiązek dbać o zbawienie swych poddanych.
Wiek XVIII wobec państwa okazał się niezwykle powściągliwy. Oświeceniowe doktryny zakładały rolę państwa jako obrońcy jednych obywateli przed drugimi (spokój społeczny oparty na prawie), zabezpieczenie granic zewnętrznych oraz wewnętrznej infrastruktury. Obywatel ma zatem zbawiać się i uszczęśliwiać sam? Cóż za herezja. Każdy mędrzec „świadom ciemnoty prostego ludu” za głowę się chwyci i orzeknie, że ni ze szczęścia doczesnego ni ze zbawienia obywatela nic nie będzie. Takie „róbta co chceta” nie może wchodzić w grę, wolny (od państwa) obywatel nie wiadomo w jaką szkodę polezie.
Wiek XIX – wiek romantycznej burzy i naporu oraz jego wykwit – wiek XX przyniósł swoistą antytezę do osiemnastowiecznych poglądów na państwo. W teorii państwo stało się przedmiotem walki klasowej czy też narodowej lub rasowej. W praktyce w różnych częściach Europy i Świata odebrano państwo „klasie posiadaczy” i oddano w ręce „klasy pracującej miast i wisi”. W wersji narodowo socjalistycznej czy też nacjonalistycznej państwo odebrano „elementom obcym rasowo” i oddano „narodowi”. W swych nowych rolach, państwo w pierwszej kolejności zemściło się na swoich poprzednich „właścicielach”, jak w Rosji, Niemczech czy Kambodży eksterminując ich niemalże całkowicie oraz uszczęśliwiło nowe klasy panujące cudzą własnością – odbierając ją zresztą szybko. W następnej kolejności państwo podjęło trud nowej ewangelizacji obywateli zwanej ówcześnie reedukacją, tak by obywatele dostąpili komunistycznego nieba czy tez narodowej Valhalli.
Końcówka XX wieku to europejska wiosna ludów. Mogłoby się wydawać, że przynajmniej europejskie państwa pozostawią w końcu swobodę własnym obywatelom w decyzjach o drodze do zbawienia. Niestety większość Europejczyków, przede wszystkim ci o korzeniach demoludowych, za bardzo pokochała eudajmonizm państwowy, tę nową rolę państwa w uszczęśliwianiu własnych obywateli. Europejczycy, pokochali państwo socjalne z tej prostej przyczyny, że jest niezwykle wygodne. Lepiej przecież jak trud pracy zastąpi zasiłek. I tu ich ponownie mają ci wszyscy, podejmujący mesjanistyczny trud uszczęśliwiania ludzkości na siłę ideolodzy i doktrynerzy. Korzystając z przywaru lenistwa i pazerności obywateli stworzyli nową/starą hybrydę eudajmonizmu z teokracją. Państwo jedną ręką karmi (do czasu aż budżet pozwoli) a drugą ręką (trzymając w niej smycz) prowadzi swych obywateli do nieba.
[1] Wyrok TK z 22 października 2020
[2] https://www.radiomaryja.pl/informacje/prof-p-czarnek-rodzice-musza-wychowywac-swoje-dzieci-tak-aby-one-rowniez-osiagnely-zycie-wieczne/
Kliknij na gwiazdkę aby ocenić artykuł
Wyniki 0 / 5. Ilość głosów: 0
Brak ocen. Bądź pierwszy!